Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/20

Ta strona została przepisana.

Więc naprzód ogólny charakter pejzażu:
Kraj tu lekko sfalowany, mimo braku bieżącej wody urodzajny, dobrze uprawny i obfitujący w lasy, jest piękności, że tak powiem, dyskretnej, nie rzucającej się w oczy i nie narzucającej się. Różnobarwne, stonowane smugi pól na łagodnych pochyłościach, bure, żywo zielone, srebrzyste, złote, brązowe, czarne, powabnie zmieniające się z sosnowemi lasami poważnej, statecznej zieleni, nakrapianej czerwonemi plamami dachów rozrzuconych osiedli ludzkich lub zdobnych w nazuszone, czarne kity dymów z cienkich, rudych kominów cegielń i cukrowni rysujących się chudo na tle czystego nieba koloru niezapominajek, wszystko to w bardzo pogodny dzień przesycone kurzawą słoneczną, w chmurny — stapiające się w łagodnym, harmonijnym smutku.
W polach obecnie czarne sylwety pługów i stada srokate na złoto brązowych ścierniskach, jedne i drugie dozorowane przez bociany, dumnie i wyniośle paradujące swym „hiszpańskim krokiem“, śmigające skrzydła wiatraków nad lasami, tu zielonemi, pokreskowanemi białemi pniami sentymentalnych brzózek, tam prawie czarnemi, zaś na widnokręgu spowitemi w błękitną lub siwą mgiełkę. Kraj cały, pocięty jak tort na cząstki białemi, prostemi drogami, biegnącemi przez szpalery drzew owocowych, lecz tu szpaler ten jest gęsty, cienisty, składający się z drzew dojrzałych, obficie obsypanych rumianym owocem, gdy dalej pilnują gościńca drzewka-podlotki i wyrostki, chude, wątłe jeszcze i ledwo opierzone, bynajmniej nie wzbudzające szacunku i nie mogące ofiarować nic, prócz wzruszająco dobrych chęci. Na tych odcinkach gościńców w ażurowych szpalerach widać to niebiesko-siwe bataljony robotnic z łopatami lub widłami na ramionach, wczesnym rankiem wyciągające w pole, to wielkie, ciężkie wozy,