Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/28

Ta strona została przepisana.
BŁYSKI W SZARUDZE
LIST O BISKUPINACH


Zauważyłem ich pierwszy raz pewnej niedzieli w kościele OO. Oratorjan na św. Górze pod Gostyniem. To znaczy, nie „ich” lecz „je“, biskupianki. Zwróciły na siebie moją uwagę nie tyle może nawet strojem, który, ciemny i poważny, nie rzuca się zanadto w oczy, wyjąwszy fartuchy jedwabne w żywych, jaskrawych barwach, ile dziwacznem przybraniem głowy, przeczuwanem raczej niż widzianem, bo prawie zupełnie zakrytem jedwabną czy półjedwabną, wzorzystą chustką, barwy — dla mych niedowidzących oczu z daleka — złocisto cytrynowej „z małem podejrzeniem“, mówiąc z francuska, tonu czy od cienia zielonawego. Chustka ta, zawiązana pod brodą, z sutemi frendzlami, opadającemi na plecy, sposobem, w jaki się układa, zdradza kształt nakrycia głowy, mówiąc poprostu, bezkonkurencyjnie wysztywnionego i nakrochmalonego czepca, podobnego jak gdyby do infuły biskupiej, na tył głowy zsuniętej i mocno przechylonej. Od tuziemców dowiedziałem się, że to kobiety z klanu „biskupian”, zwanych tak od tego, że jako chłopi, ongiś należący do biskupa poznańskiego, w oryginalnych swych strojach używają barw biskupich, z przewagą tak zwanego biskupiego fioletu. Stolicą ich, jak mi powiedziano, jest Krobia.
Strojów ludowych jest w tych stronach tak mało, a właściwie tak zupełnie ich już niema, że postanowiłem sobie przy pierwszej sposobności osobliwą tę krainę zwiedzić, tem bardziej, iż od pewnego przejeżdżającego przez Gostyń lingwisty poznańskiego, powracającego ze studjów gwarowych w okolicy dowiedziałem się też, iż tu, w tej właśnie