Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/41

Ta strona została przepisana.

ludzi. Skromne i ciche, nie pretendują do wielkości, poprzestają na życiu pełnem obowiązków i na pracy. Każde z nich stanowi mały światek, zamknięty w sobie, ale z tego nie wynika, aby w tych światkach nie było wielkich walk, wielkich cierpień i wielkich tragedyj. Burza w szklance wody śmieszną jest tylko dla człowieka mało wrażliwego, którego pięścią w łeb trzeba walić aby coś poczuł. Tragedja dziecka może nieraz przerastać tragedję Antygony. Gdzie jest człowiek, tam jest cierpienie, męka, Golgota i ukrzyżowanie. I właśnie Helsztyński, wychowany w małem miasteczku na prowincji, wie, w jak sztrasznem milczeniu umieją znosić swe cierpienia dumni ludzie z prowincji. Wie, ile tam upadków, ile wzlotów, okrutnie karanych, ile pozornych śmierci, ilu ludzi długie lat dziesiątki obumarłych! I ile jest w tem wszystkiem właśnie poezji! Czy o tem u nas kto pisze? Nie.
A tymczasem — ileż to wrażeń nieraz nawet nieprzeczuwanych, spostrzeżeń niespodzianych, powiedziałbym, młodych, naiwnych, rozkosznych może zblazowanemu, a więcej jeszcze przemęczonemu czytelnikowi dzisiejszemu dostarczyć właśnie poeta prowincjonalny, wogóle prowincjonalny człowiek, dla którego wciąż tyle jest rzeczy z naszej kultury nowych, nie wyświechtanych tak, jak to jest w mieście większem, nie wytartych! Żywsze i stałe obcowanie z przyrodą, polegające nietyle na estetyźmie ile na serdecznem odczuwaniu jej i współżyciu z nią w złych i dobrych chwilach, lepsze warunki skoncentrowania się duchowego, życia wewnętrznego, to wszystko może wytworzyć specjalną atmosferę, poezji nadzwyczaj sprzyjającą. Ileż momentów, rozczulająco pięknych w swej prostocie inaturalności, ileż prawdziwego entuzjazmu, jak długotrwałe i głębokie działanie niespodzianego błysku piękna, szlachetniejszego wzruszenia!