Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/68

Ta strona została przepisana.

brzegach, od wiosny do późnej jesieni obramowanych kulkami koron drzew, obrzeżających szosy i gościńce.
Za temi brzegami misy gostyńskiej znajdują się misy ziem innych, ale niktby nawet nie pomyślał, że te niskie wzgórza, te tak nieznaczne, zdawałoby się, zwłaszcza w czasach dzisiejszej komunikacji, rozgraniczenia poszczególnych dolin, mają wielkie znaczenie, gdy chodzi o sprawy życiowe, różne zainteresowania i sąsiedzkie współżycie. Tworzą one jak gdyby zupełnie odrębne jednostki życiowe, ściśle przestrzegające swych granic, żyjące nietyle razem, ile obok siebie i stosunkowo mało się o siebie wzajem troszczące, skutkiem czego ich sposób myślenia musi być też swoisty, nieraz zgoła odrębny. Te subtelne różnice, niedostrzegalne lub, możnaby myśleć, nieważkie, gdy się na nie spojrzy z wyższej platformy jakiegokolwiek mianownika wspólnego, w którym się mieszczą bez reszty choć niezawsze bez zastrzeżeń, muszą oczywiście wpływać i niewątpliwie też wpływają na kształtowanie się poszczególnych typów prowincjonalnych. Obserwacja i notowanie rozwoju charakterów i ich kształtowania się na tle i w warunkach życia na prowincji mogłoby być, przypuszczam, niezmiernie szerokiem a wdzięcznem polem pracy dla ambitnego polskiego Balzaka.
Otóż żyjąc na dnie „misy gostyńskiej“ a nie będąc gostyńskim typem, z natury rzeczy z pewną ciekawością przyglądałem się jej brzegom w postaci mniej lub więcej zalesionych, siwo błękitnych wzgórz, w dni słoneczne silnie naświetlonych, a tedy o rysunku mniej wyraźnym, plastyczniej i bardziej rzeczowo występujących w czas niepogody. Czekając cierpliwie na okazję, dzięki której mógłbym się dostać „na drugą stronę“ tych kobaltowych grzbietów miałem sposobność zauważyć i zrozumieć, jak wątłe