złoconym gzymsem, ozdobiony był rzeźbą, przedstawiającą zwycięstwo mądrej Ateny nad Posejdonem, władcą głębin morskich.
Świetnie odbijały żywe barwy od bieli marmuru, którą zdawały się przenikać swem życiem, a postać Sowiookiej pełna była boskiej powagi i siły.
Niska, szeroka, prawie kwadratowa brama bez wrót prowadziła do labiryntu, skąd wiał chłód, lęk i tajemnicza pustka wiecznej ciemni. Było tu znacznie chłodniej, niż między czterema rozgrzanemi słońcem ścianami dziedzińca, ale Dedal tak znienawidził labirynt, że wolał raczej cierpliwie znosić skwar i spiekotę, niż szukać schronienia w cieniu nienawistnych murów.
Ikar jednak bez obawy i lęku błąkał się po niezliczonych komnatach labiryntu. Ody Dedal przybył na Kretę, Ikar był jeszcze małem dziecięciem ledwo rozumiejącem mowę ludzką. Wychował się w samotności i w ciemnościach labiryntu, zdala od świata i ludzi, których znał jedynie z opowiadań ojca a to, co o nich słyszał, zawsze wprawdzie ciekawem było, ale nieraz dziwnem i do zrozumienia trudnem. Labirynt był mu nauczycielem, opiekunem, piastunem, wszystkiem. Ojciec, który przecież sam stawiał ten gmach, nie znał go dobrze, zapomniał o wielu pięknych salach i korytarzach, jak zapomnieć musiał wiele swych dawnych snów i marzeń.
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/127
Ta strona została przepisana.