mieszkań i wzniosła jednostajność trybu życia sprawiały, że Gromowładny, nie znający jeszcze wszystkich cudów podległej sobie natury, wolał gonić nimfy w cieniu wonnych gaików i napawać się rozkoszami ziemskiemi, niż przesiadywać w towarzystwie mniej łub więcej równych sobie bogów przy szklaneczce domowego nektaru.
— Nektar jest bardzo dobry! — tłómaczył Hermesowi. — Ale i wino jest niezłe, wcale niezłe!
— O, Gromowładny! Wszakże nektar to skroplony promień słoneczny! — wołał Hermes. — Nie znam napitku słodszego a bardziej odświeżającego.
— Po zbyt sutych libacyach! — dodał Gromowładny. — Ale na codzień, po przygodach pielgrzymki, puhar gęstego czarnego wina dobry jest i pokrzepiający. Na fale Styksu! znam się przecież na tem.
Wymykał się tedy jak mógł najczęściej na ziemię i pod najrozmaitszemi postaciami uszczęśliwiał śmiertelnych a zwłaszcza ich żony i córki. Sprawiło to ostatecznie wiele kłopotu genealogom co sławniejszych rodzin, ale przysporzyło światu półbogów i ich wielkich czynów. Czyny zostały, co się zaś tyczy metryk to fałszowano je — jak się zwykle w tych wypadkach do dziś dnia robi. A Jowisz i poeci mieli z tego wielką uciechę. W ostateczności Gromowładny zjawiał się w całej swej pełnej grozy okazałości i w mgnieniu oka doprowadzał rzeczy do porządku. Jako bóg, miał na to wiele sposobów.
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/162
Ta strona została przepisana.