Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Niusieńka dostała wreszcie swoje wymarzone lakierowane trzewiczki na wysokich obcasikach. Więc, choć zwykle niezbyt jej było śpieszno na pensyę, dziś ubrała się w mgnieniu oka, chcąc jak najprędzej znaleźć się na ulicy.
Przy śniadaniu usiadła tak, aby módz bez przestanku podziwiać śliczne buciki i zgrabniutkie obcasiki.
— Ładne nóżki! — pochlebiała jej babcia, która zwykle wyprawiała ją do szkoły.
— Nózie, nie nóżki! — poprawiła ją z dąsem pieszczocha.
Wiedziała, że takich nóżek szeroko — daleko nie znajdzie. Były maleńkie, prawie dziecięce, a zgrabne, jak cacka. Niusieńka wogóle nie była brzydka. Drobna, kształtna, twarzyczkę miała śniadą, oczy wielkie, żywe, wciąż zmieniające barwę, rzęsy cień na policzki rzucające, łuki brwi cienkie i długie i włosy miała tak bujne, że rzadko kto mógł się podobnemi pochwalić. Ale ostatecznie i oczy takie i takie włosy, taką twarzyczkę można było przecie spotkać — wyjąwszy te właśnie „nózie“. Nic też dziwnego, że Niusieńka była z nich