wet kwiatów nie mam, prócz wazonika z obrzydliwemi, papierowemi różami, pokrytemi pyłem. Ale w tym domu chowa ktoś przepiórkę. Otóż, wróciwszy do domu, stawiam zapaloną lampę w oknie i leżąc na łóżku, rozmawiam sam ze sobą. Są to długie monologi, dłuższe niż wolno pisać w dramatach. A przepiórka na widok światła budzi się i woła „ pit pili!“ — To przypomina mi wilgotny zapach budzących się o świcie łąk... I zdaje mi się, żem znowu wędrowcem czyhającym w gąszczu, rychło się z ostrym krzykiem zerwą z drzew kwitnących złote ptaki, strząsając na ziemię deszcz skrzących, zimnych kropel rosy i okwitłych, białych płatków... Taka-to moja lampa Alladyna!...
Skinąwszy jej głową wyszedłem.
Lecz kiedym w siadł do dorożki, spostrzegłem, że ona idzie za mną.
— Dlaczego? — zapytałem.
Nie odpowiedziała, ale zgarnąwszy stanowczym ruchem suknie, usiadła przy mnie.
Woźnica spojrzał na nas z uśmiechem, konie znużone zbyt długim postojem, pomknęły hyżo przed siebie.
Dużo srebrnych gwiazd lśniło w tę noc wśród ciemnego błękitu niebios...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Wszystko było wokół mnie złote. Na szkarłatnym stropie płynęły złote słońca, złotogłów ciężkiemi fałdami zwieszał się ze ścian, z których try-