Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/222

Ta strona została przepisana.

człowiek, adwokat. Sprzyjała mu. Był to człowiek porządny, zdolny, sympatyczny. Pobrali się po jakimś czasie. Wtedy mistrz odsunął się od życia literackiego i zamieszkał przy nich. Był zdrów, czytywał dużo, czasem jeszcze pisał, zajmował się zbiorowem wydawnictwem swych dzieł, przyjmował młodych ludzi, którzy przynosili mu do oceny swoje utwory, pisywał czasem wstępy do ich książek, przewodniczył na zebraniach. Przyszedł na świat Ada, potem Dziunia. Dziaduś zapomniał na widok wnuczek o wszystkiem, zajmował się tylko niemi.I tak lata minęły — a stary rękopis wciąż leżał w biurku.
— A przecież było to moje pierwsze marzenie! — myśli staruszek.
— Dzięki niemu obudziła się we mnie twórcza myśl, dzięki niemu żyłem tak, jak żyłem, bo przecież wszystko robiłem po to, aby napisać wreszcie legendę o św. Franciszku z Assyżu...
Mimowoli spojrzał na półkę z książkami.
— Oto, com chciał zrobić — myśli, trzymając w ręce stary rękopis — a co zrobiłem!
Zmierzcha się. Na zachodzi świeci żółto wązki pas jasnego nieba. A starzec, uśmiechając się pogodnie, choć smutno, patrzy na gasnącą zorzę.
Skrzypnęły drzwi.
— Dziaduś pisze? Nie pisze! Co dziadzio robi?
— Nic, nic, chłopaczku, chodź tu, chodź...
Siedmioletni Ada, blondynek z niebieskiemi oczami, biegnie do dziadka, staje przy nim i oparłszy się łokciami na jego kolanach, patrzy mu w oczy.