gdy jej niema. Pobyt z nią jest dla nich ofiarą, jej serce, jej doświadczenie życiowe, jej przekonania są im niepotrzebne... I niepotrzebną jest nawet w gospodarstwie, wiecznie zdenerwowana, chora.
Wyszła z sypialni i rozstawiwszy w pokojach zapalone świece zaczęła chodzić po domu, paląc papierosy i pijąc wodę.
W stołowym pokoju stał na staroświeckiej komodzie stary, rodzinny zegar. Namalowany na cyferblacie obraz przedstawiał karlsbadzki „Sprudel“ z czasów, kiedy tam jeździł dyliżansem na kuracyę „Ekscelencya tajny radca v. Goethe“. Panie w dziwnie kolorowych, dekodowanych sukniach, wdzięczyły się do panów we frakach, w cylindrach i w jasnych spodniach na strzemiączkach. W głębi rosły olbrzymie krzaki jakichś dziwacznych róż, wielkich, jak słoneczniki.
Pani Walerya zatrzymała się przy zegarze i pociągnęła za sznurek. Wśród ciszy nocnej odezwała się dzwonkowa muzyczka waryacyi na jakiś Mozartowski temat.
Gawot skonał.
Pani Walerya znowu pociągnęła za sznurek i znowu zabrzmiała melodyjka cicha, bezmyślna, jasna a płynna, jak cichy szmer sączącego się ze skały strumyczka górskiego.
Kołyszą się żółte płomienie świec rozstawionych po kątach i cienie wielkie, czarne migają po ścianach. Pani Walerya, w swej czarnej, jedwabnej
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/35
Ta strona została przepisana.