sukni stoi wciąż przy staroświeckiej, dębowej komodzie i słucha cichutkiego grania dzwoneczków. Tak młoda, a siwe ma już włosy, przez życie upudrowane, a choć twarz jej rumiana, pełna i uśmiechnięta, to oczy tak smutno patrzą z pod cienkich, czarnych brwi, a ręka ciągnąca za sznurek zegara, taka koścista, chuda, zimna.
I zdaje jej się, że jest czemś w rodzaju tego zegara na staroświeckiej komodzie. dla nikogo on żadnych nie wybija godzin, nikt nie patrzy ciekawie na jego wskazówki, nikt biegu życia wedle nich nie reguluje. I czasem tylko znajdzie się jakiś słuchacz, który cierpliwie posłucha starej piosenki...
... starej piosenki, przez nikogo dziś nie śpiewanej...
Pani Walerya namówiła Wicia, aby jechał razem z wujem i Adasiem do zakładu.
— Kiedy ja się tam nudzę, wujeńciu! — wymawiał się młody człowiek.
— Ale jedź, jedź, zabawisz się z pewnością doskonale.
Spojrzał jej uważniej w oczy i pojechał.
Lubił Adasia, który był nad wiek rozwinięty i inteligentny. A Adasiowi, chłopcu wątłemu i słabowitemu, imponowała fizyczna siła i śmiałość kuzyna, który przytem dużo widział i czytał. Wicio był znany w rodzinie jako chłopak „dobry i zdolny, ale