Jedno tylko jest pewne, a mianowicie, że dziecko żyje krwią matki, że ono bezwzględnie z jej organizmu czerpie wszystko, czego mu do życia potrzeba, że to młode życie może być czasem przepłacone nawet śmiercią matki — niech wujeńcia przeniesie to dalej — bo nie można przypuszczać, żeby ten stosunek dziecka i matki kończył się kiedykolwiek! Dopóki matka żyje, dziecko ssie jej pierś — w przenośnem znaczeniu zawsze tak samo bezwzględnie i bezlitośnie. A która matka o tem zapomina lub nie chce pamiętać — nie matką już jest. Bo z chwilą, gdy matka nie ma co dać dziecku, dziecko nie ma z nią nic wspólnego. Tak ten stosunek ułożyła sama natura.
— Ależ to jest straszne!
— Tak, to jest straszne! Ale taki już jest porządek świata, takie jest prawo nowego, wiecznie odradzającego się życia. Macierzyństwo — to samobójstwo z minuty na minutę, to nieskończony łańcuch poświęceń, to ofiara, dobrowolne, miłości pełne i przebaczenia oddanie się na męki, to przedziwna umiejętność czerpania radości z bólu.
— A czy matka ma prawo walczyć o swoje dziecko?
— Nawet obowiązek! Chyba, że... ale nie, nawet wówczas ma prawo. Jedna jest racya matki, a mianowicie, posiadanie, zatrzymanie przy sobie własnego dziecka. Bo to jest jedyne źródło jej życia to znowu jest egoistyczne prawo jej macierzyństwa.
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/51
Ta strona została przepisana.