— No, tak. Pani Träncken jest zupełnie innego usposobienia. Lubi koło siebie hałas, śmiech, wieczną krętaninę — a mamusia jest chora na nerwy, potrzebuje spokoju. Wizyty pani Träncken — męczyły ją. I tak to się urwało... Ale tatuś bywał u pani Träncken dalej, bo przecie nie było żadnego powodu do zrywania stosunków — a mamusia niechętnie na to patrzy. Ale przecie nie można wymagać od tatusia, żeby się tatuś w klasztorze zamknął. Mamusia trochę przesadza. Nie chce naprzykład, żebym ja mieszkał u pani Träncken. Dlaczego? Primo: Będę się tam często widywał z tatusiem, secundo: u pani Träncken jest znakomity kucharz, Francuz, dalej — wielki dom, można porobić znajomości, jest z kim zagrać w karty, wesoło — i dlaczego ja tam nie mam mieszkać?
— Może mamusia ma jakie powody?
— To niech powie, bo ja ich nie znam. I jakież może mieć powody?
Zrównawszy się z Wiciem, spojrzał mu bystro w oczy.
— Cóż ja mogę o tem wiedzieć! Ot, naprzykład, mamusia może o ciebie zazdrosna!...
Adaś milczał.
— Przypomnij sobie tylko, Adaś, kiedyś się urodził, mamusia była jeszcze bardzo młoda i bardzo ładna. Czy cię opuściła kiedy, choćby na dzień? Nigdy. Żyła tylko tobą. Nie potrzebuję ci chyba mówić o tem, że cię pieściła zanadto.
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/57
Ta strona została przepisana.