Śnieżkę poznała przed dwudziestu laty, już będąc sama niemłodą panną; był wtedy na trzecim roku teologii, ona zaś nauczycielką prywatną. Bardzo ładną nie była nigdy, ale miała dobre serce i jak mówiono — ogromnie wiele wdzięku.
Dawniej, dawniej, dawno już temu....
Śnieżko zakochał się w niej. Przykuł ją do siebie swą wierną, cierpliwą miłością. Czuła się tak samą, a oto zjawił się jedyny człowiek, którego wszystkie myśli, cała energia życiowa skupiła się tylko na niej.
Są ludzie, do których życie ma jakieś uprzedzenie, nie chce ich znać, toleruje ich na jakichś podrzędnych stanowiskach, odrobinę zadowolenia każąc im okupywać ciężką i jałową pracą nie dla siebie nawet; podporządkowuje ich swym prawom, nie robiąc dla nich nigdy żadnych wyjątków, przeciwnie, mierzy ich najsurowszą miarą, a sądzi bezwzględnie, bez miłości i przebaczenia.
Do takich ludzi należeli Śnieżkowie.
Ich miłość nie była radosnym hymnem ludzi, którzy, kochając, dostają skrzydeł u ramion, nie była roześmianą sielanką tych, którzy dla cichego szczęścia wyrzekają się rozkoszy hucznego świata i świetnych obietnic życia. Wyznawszy sobie swe uczucia, postanowiwszy urządzić sobie życie według swej woli, musieli przedewszystkiem trzeźwo i dokładnie obliczyć swoje siły. Bo już mieć swą własną wolę było z ich strony zuchwalstwem.
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/74
Ta strona została przepisana.