Obmyślili tedy plan najprostszy, a zarazem najtrudniejszy.
Śnieżko, nie czując powołania do duchownego stanu, postanowił wystąpić z seminaryum, a ponieważ nie miał środków na dalsze kształcenie się, musiał utrzymywać się z guwernerki tak długo, pókiby nie znalazł gdzieś lub nie wysłużył sobie jakiejś skromnej posady, lub pókiby nie zebrali jakiegoś kapitaliku.
Spodziewali się może, że będą się mogli częściej widywać, że będą mieszkali w sąsiedztwie? Los rzucał nimi po odległych kątach kraju, ciągle gdzieindziej. Widywali się raz na rok, na Boże Narodzenie. Siadali wówczas w kącie i trzymając się za ręce, układali plany, wykonalne w dalekiej przyszłości, lub może — nigdy.
Smutne to było narzeczeństwo.
Kto inny starałby się wziąć od życia przynajmniej zaliczkę, rzuciłby się na oślep w wir, w zamęt i wydarłby coś dla siebie, albo, zbuntowawszy się, grałby „va banque“ i zginąłby zgnieciony przeznaczeniem, z mściwem, wyzywającem „veto“! na ustach. Ale oni, którzy siadali zawsze na szarym końcu, wiedzieli, że muszą przedewszystkiem czekać.
Po latach, gdy jej jasne, złote włosy zaczęły przybierać barwę popiołu, a zawsze czarne wąsy Śnieżki robiły przy jego wyłysiałej czaszce wraże-
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/75
Ta strona została przepisana.