rozciągającą się przez rzeczy małe i drobne na cały wszechświat, od kwiatów i chrząszczyków na ludzkość i całą jej kulturę.
Śnieżko, który w młodości zajmował się trochę literaturą, zbudował sobie swój własny system estetyczno-filozoficzny, o charakterze poniekąd literackim. Owo „rozciąganie harmonii na wszechświat“ nie było niczem innem, jak usprawiedliwieniem widzenia rzeczy niekoniecznie takiemi, jakiemi one były, ale jakiemi je chciała widzieć jego wyobraźnia. Ostatecznie marzycielstwo jego było nieśmiałe i niewinne. Nie zwierzał się z niem nikomu, a ta troszkę literacka domieszka była mu szczególnie miła, jako echo młodości, która, w najcięższych warunkach spędzona, zostawia zawsze wspomnienie dni tak jasnych, jakich drugi raz w najszczęśliwszem nawet życiu doczekać się nie można.
— Jaki dziwny jest ten doktór! — mówił Śnieżko, chodząc po pokoju. — Niby-to ogromnie apatyczny, znużony, niby-to mu się niczego nie chce, a ileż on energii i wysiłku umysłowego wkłada w swoje paradoksy! Ten inteligentny i wrażliwy człowiek, umysł taki ruchliwy i błyskotliwy, skarży się na pustkę życiową! Co to znaczy: pustka? Niema pustki w naszym świecie.
Pani Śnieżkowa nie słuchała. W ciśnięta w kąt kanapy, otulona chustką, zapatrzona w płomień lampy, myślała zupełnie o czem innem. Napróżno starała się dojść prawdy, napróżno jasno i trzeźwo
Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/94
Ta strona została przepisana.