Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/106

Ta strona została przepisana.
NA NOWEJ POZYCJI.

Korzystając z zamięszania jakie powstało skutkiem osławionej „fuzji" przy przenoszeniu ludzi z jednej gminy do drugiej, Zaucha zajął nareszcie upatrzone przez siebie dwa pokoiki. Znajdowały się one w willi wynajętej na cały rok i zapłaconej z góry, skutkiem czego rodzin, które w niej mieszkały, nie ruszano. Ponieważ jednak został wolny pokój po Kłeczku, zaś studenci, zajmujący pokój sąsiedni, mieli się przenieść do Biełowa, Zaucha zajął je oba, odpowiadając w ten sposób na prowizorjum pana radcy faktem dokonanym. Mieszkanie to przytykało do pokoju Skowrońskich i choć małe i trochę ciemne, byłoby nienajgorsze, gdyby nie prowadzący do niego wielki pokój przechodni. Zaucha był pewny, że radca, ochłonąwszy, zaatakuje go od tej strony, na razie jednak, umieścili się tam studenci, którzy Zausze zrobili miejsce.
Oboje z Helenką wzięli się energicznie do roboty. Panna Olszewska wyprosiła Zauchę i w obu pokojach umyła podłogę. Następnie zaczęli się urządzać. O prawie własności decydowało w gminach używanie, a tedy Zaucha, wiedząc dobrze, iż jeśli sam się o siebie nie postara, nikt mu nie pomoże, ściągał rzeczy skąd mógł. Biedne to były graty, grubo ciosane i zbite gwoździami: stół na krzyżakach, stołki ciężkie i niezgrabne, łóżka jak skrzynie, półki kuchenne, ławy — ale Zaucha podobał sobie w nich, w ich ascetycznej prostocie a i w tem, że przecież były one dziełem współbraci, tych energiczniejszych, którzy umieli coś zrobić i chcieli i zrobili nietylko dla siebie, ale i dla drugich. Wieczorem