dzych interesów, dość na tem, że po staremu czytałem Lukjana i studjowałem ze stryjecznym bratem Sarbiewskiego, chociaż nie lubię ani Horacego ani baroku. Jednego dnia oświadcza mi chłopak, że chce wstąpić do legji. Zacząłem go badać — pokazuje się że właściwie on sam wielkiej ochoty nie ma, ale to ten, to ów namawia go i chłopcu się zdaje, że wstąpić do legji mu wypada. Powiedziałem mu tak: Nie jestem w niczem gorszy od ciebie, przeciwnie, umiem znacznie lepiej po grecku i jestem bardziej od ciebie awansowany w studjum. Ale myśl wstąpienia do legji ani razu nie przyszła mi do głowy. Może być, zamało jestem poinformowany. Trzeba nam się dowiedzieć jak rzeczy stoją i, o ile się przekonam, że faktycznie obowiązkiem przyzwoitego Polaka jest bić się po stronie Niemców przeciw Rosji, pójdę na wojnę razem z tobą. Chodził na wojnę Sokrates, mogę iść i ja. Jeżeli jednak o konieczności tego kroku się nie przekonam, w takim razie obaj zostaniemy w domu.
Tak mu powiedziałem i na drugi dzień zara2 zabraliśmy się do dzieła. Nie należałem nigdy do żadnego stronnictwa, pojęcia o polityce nie miałem brzydziłem się nią, więc nie wiedziałem kogo się poradzić. No, zaczęliśmy z bratem chodzić do kawiarni gdzie mężowie biegli w sprawach publicznych rozstrzygają losy świata i tam ja rozpocząłem sokratyczną metodą djalog na temat: Czy należy wstępować do legji, czy nie?
Djalog ten ciągnął się coś przez tydzień i je pytałem o wszystko całkiem szczerze, bo naprawdę chciałem wiedzieć, czy można być żołnierzem, czy tei nie. Racje, jakie mi podawano, nie przekonywał} mnie, wątpliwości moich nikt rozstrzygnąć nie umiał tedy skutkiem tego djalogu kilku młodych ludzi z Pilzna, wybierających się już do legji, zostało w domu.
Tak to trwało, aż wreszcie jednego dnia ktoś w kawiarni krzyknął: — Takich ludzi jak pan, powinno się denuncjować rządowi austrjackiemu!
Tu się dyskusja kończyła. Pomyślałem sobie:
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/114
Ta strona została przepisana.