— Ale też pan zdrowo bije, niech pana szlag trafi! — wyjąkał wreszcie.
— Ano, widzi pan, czasem można trafić na silniejszego — tłumaczył mu uprzejmie Niwiński.
— Silniejszy to pan nie jest, tylko pan wi gdzie bić!
— Nie zaczepiałem pana.
— Czasem si człowiek pobije... Przejdzie to — przyjdzie drugie...
Zaczął drzemać, a po chwili usnął.
A kiedy się zbudził, Niwiński kazał mu wstać i pozamiatać.
— Zamiataj sy pan sam! Ja nie pański lokaj!— oburzał się stary.
— Ja będę zamiatał jutro — odpowiedział mu stanowczo Niwiński. — To są pańskie śmieci i pan je wymieść musi. Po sprawiedliwości. Musi być porządek, ja w chlewie mieszkać nie myślę. I te śledzie muszą stąd iść „ won“... Jak się mieszka z drugimi, to trzeba na nich uważać...
To mówiąc, ściągnął starego z łóżka i wcisnął mu miotłę do ręki.
Buchajło zamiótł — ale na drugi dzień spakował swoje manatki i wyprowadził się.
Tak się skończyła wojna Lesowego z Biełowem.
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/135
Ta strona została przepisana.