Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/147

Ta strona została przepisana.

ślaniami. Stąd na każdym kroku popadał w konflikt z otoczeniem, zmęczonem, zbolałem i zupełnie nieskłonnem do jego romantycznych uniesień. Czasami dotrzymywał mu towarzystwa Skowroński, skłonny do kontemplacji, i lubiący wszelkie rozmyślania, ale i on przywoływany do rzeczywistości przez apodyktyczną komendę żony, porzucał „mistyka emigracji" i wracał do trosk codziennych, a tylko czasem, gdy znalazł się w pokoju sam, folgował sobie, upust dając męce i cierpieniu. Oto, przeciągnąwszy się, nabierał w płuca jak najwięcej powietrza i wybuchał ogromną, jękliwą skargą:
— O, mia patria, mai piu ti rivedra[1].
Żałosny, długo brzmiący jęk, przenikał przez ściany, jak stłumiony ryk chorego lwa.
A Zaucha znów błądził samotny.
Zaś Niwiński całą duszę wkładał w swe różnobarwne, papierowe fantazje. Przywiózł sobie z miasta stos kolorowej bibułki i długie godziny spędzał przy stole, klejąc łańcuchy i łańcuchy bez końca. Naprzód zasnuł sobie niemi całe łóżko, a potem kąt w którym sypiał. Robił to z całą świadomością na podobieństwo olbrzymiej, różnobarwnej sieci pajęczej. A znów stół swój odgrodził od sali zwisającej z za stropu gęstą, tęczową zasłoną. Szybki z okien wyłożył świecącymi ornamentami z bibułki. Ściany obił groteskowemi wycinankami, wszędzie porozwieszał szumiące, pstre buńczuki. Sam, skryty za temi różnobarwnemi chmurami, wielki a cichy, z powolnemi lecz delikatnemi ruchami i owiany chmurą dymu z fajki, wyglądał jak niesamowity jakiś pustelnik, zamykający się dobrowolnie w tęczowem osamotnieniu.

Helenka, która przechodząc przez wspólny pokój nieraz ciekawie w jego stronę zerkała, przywykła widzieć go jako niepewny, wielki, czarny cień, ryzpływający się tajemniczo w różnobarwnej mgle.

  1. O ojczyzno moja, nigdy więcej cię nie ujrzę! — (motyw z „Aidy“ Verdi’ego.)