umi. Nareszci znaleźliśmy jakąś niedokończoną willę, po prostu szopę, i tam my si zagnieździli... Powiadam pani, jak mąż wzioł na rami walizkę tak, jak to fakierzy noszo, to aż si zatoczył... I tak my osiem dni spali w tej niedobudowanej willi na słomi, kupo, i szukali my mieszkań... Płakałam, narobiłam krzyku, bo mieszkania byli bez pieców...
Znaleźliśmy mieszkanie wreszcie, obliczyli my si i widzimy — źle jest z obiadami. Chodzili my do jednej Rosjanki na obiady po cztyrdzieści pieńć kop, dzielili, my si na czy partje, bo to sto czydzieści osób było, ale tu i niewygodni i źle i nie po naszemu. Postanowili my otworzyć kuchni — lokal si znalaz, stolarze zaczęli robić ławy i stoły, ja si zaofiarowała, że si kuchnio zajme — honorowo, bo chciałam si odwdzięczyć za to, że nam niby dajo opieke i wszystko, nie chciałam daremni siedzić. I otworzyłam kuchni na sto czydzieści osób, żebym tak zdrowa była, mąż tu siedzi niech powi... Nigdym przy takiej roboci nie była, naczynia nie było, musiał Kwiatkowski po nie jeździć do miasta i to naczynie wszystkie było małe... I jeszcze heca z tem była, zaczęło si pokazywać, jacy to różni ludzi byli między nami... Komitet ustanowił przewodniczącego i ludzi myśleli, że taki przewodniczący wszystko może, więc schlebiali i podlizywali si jak kto umiął. No i raz si stało, pojechał ten Kwiatkowski po to naczynie i nie wrócił — niby go to aresztowali, a tymczasym żona jego w nocy poszła do prezesa i prosiła, żeby on jo przenocował, bo ona si sama boi spać! A potem ciągnęła z niego co mogła, aż jo w końcu z gminy wyprawili.
Nareszci otworzyli my te kuchnio. Chciałam, żeby każdy -pracował i przyczyniał si, jak może, sama z dziwkami zamiatałam, powiedziałam, że panowi muszo roznosić talerze i roznosili, jak Boga kocham, jak memu mężowi szczęścia pragnę, on tu siedzi, niech sam powi. Wymyśliłam taki bufet, pasztety robiłam znakomite, kawę na podwieczorek... A co ja z tem miała kłopotu!
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/156
Ta strona została przepisana.