Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/157

Ta strona została przepisana.

— Państwo nie macie pojęcia, co to za ludzie — wtrącił pan Skowroński. To się dopiero wówczas poznawało. Byli tacy, co zjadali po dwa obiady. Naprzód zjadł obiad w jednym kącie sali...
— Alia! Idź, ty zapowoli mówisz, ja opowiem! Tacy byli! Tu mąż przychodzi do mnie i powiada:—Wisz, ten zjadł dziś dwa obiady! — Przychodzi gospodarz i mówi: — Proszę pani, ten zjadł dwa obiady. — Dziewczyna przylatuje i mówi: — Proszę paniusi, a tamten dwa obiady zjadł!
— Sprzedawałem czasami przy bufecie herbatę—odezwał się Skowroński. — Z początku była za darmo. No i cóż? Jeden wypił sześć szklanek, dla drugiego nie było nic — musiało się ustanowić jakąś cenę, żeby to zahamować. Widziałem na przykład człowieka, który nakładał sobie literalnie pół szklanki cukru, lał samą tylko esensyę i tak pił. Co za smak lukuklusowy! Ale nadarmo było, chciał użyć, więc—używał!
— Ja panu lepiej powiem! — wpadła znów pani Skowrońska. — Jeden gość objadał mięso a potem nabijał je na widelec i przynosił mi je do kuchni, skarżąc się na porcje. Cóż to jest? Porcje dawałam równe! Dopiero ktoś mi powiedział, ludzie zobaczyli, wydało si. To wi pan, co on robił? Odciskał każdo porcji mięsa w chlebi i ten chlib si zsychał, odciski porcji zrobili si coraz mniejsze... Potem centymetry ze sobo przynosił i mierzył każdo porcji mięsa i zapisywał, grożąc mi, że on te wszystkie zapiski du Komitetu pośli. Ale, to niestworzone rzeczy byli...
Pracowałam honorowo, bo nie chciałam daremnie siedzieć. Jednego dnia woła mie Piksler du kancylarji, on wtedy był przewodniczącym i powiada mi, niech pani podpisze. Podpisywałam często różne rachunki, więc patrzę co to jest, widzę kwit na dziesięć rubli na moje nazwisko wystawiony. — A, co to, to nie! — zawołałam i chciałam ucic, ale Piksler zamknął drzwi na klucz i tak mnie zaczął okrutnie