tem posępniej stawało w chłodnych, ubogich pokojach. To — łączyło, bo ostatecznie przeżywali to wszystko wspólnie. Aż czasem dziwili się na myśl, że mogliby się rozstać.
Im bardziej myśli te nurtowały Niwińskiego, tem zawzięciej oddawał się swym kolorowym fantazjom. Wpadł na nowy pomysł. Stół przykrył bibułką kardynalskiej czerwieni, a stojące na nim przedmioty pozawijał, lub pooblepiał najróżnorodniejszemi, gwałtownemi odcieniami. Kałamarz wyglądał jak kwiat pomarańczowy, leżąca obok niego rączka była niby łodyga różowa z soledynowym pąkiem na końcu, ceglasto, żółto, i bronzowo świeciły stołki, granatowy jakiś oset przypominała popielniczka, cyferblat budzika wyglądał z poza.zub jasnozielonych falbanek, nawet książki oprawione były każda w inną jakąś krzyczącą barwę.
— Przepraszam pana, ale to już jest orgja — powiedziała mu, widząc to, Helenka. — To już jest dom warjatów, a nie kąt spokojnego i rozumnego człowieka.
— Ma pani zupełną słuszność — odpowiedział jej Niwiński. —To istotnie szaleństwo. To, proszę pani, zaczyna się u mnie „futuryzm". Zdaje się, że pójdę na naukę do Picassa...
— Do kogo?
— Zaraz, zaraz. Taki był malarz, który przyszedł do przekonana, iż w tak zwanych przedmiotach martwych jest znacznie więcej życia niż w człowieku. I on ma szelma, racyi dużo. Przyszedłem do tego przekonania, zdobiąc te tu historyjki. Muszę pani wyznać, że to, co pani widzi, to są idjotyczne próby ignoranta, który nic jeszcze nie umie. Ja na razie doszedłem do tego, że na oślep grupując i przestawiając te przedmioty i stawiając je w coraz to innem oświetleniu, dodałem temu wszystkiemu dużo życia. Bezdennie głupie jest to wiśniowe tło. Trzeba będzie wymyśleć coś tęczowego lecz skombinowanego tak, aby ta tęczowość była akordem, mogącym
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/191
Ta strona została przepisana.