to kręci, drogę sobie spryciarz to-uje, gada, a szumi, a złotem świeci... Taka, szelma m'ła i sympatyczna, jak małe dziecko...
Helenka, uśmiechnięta i opierając, się prawie łokciem o Niwińskiego, słuchała, a Niwiński myślał, jak dobrą musi być ta artystyczna dusza, kochająca nawet strumyczki.
A w tem zadudniał w oddali jakiś pociąg.
Niwiński zdziwił się — bo od kilku dni kursowały tylko lokalne pociągi — więc zszedł z werandy i podszedł ku parkanowi, aby zobaczyć, co to jedzie. Za nim Helenka i Skowroński.
I z błękitnej przestrzeni wypadł kurjer stalowy — dziwny kurjer, jakiego Rosja jeszcze nie widziała i jakiego świat się nie spodziewał. Cały był w chorągiewkach czerwonych, które dygotały na wagonach jak zrywające się w powietrze języki ogniste, a na brzuchu spoconej lokomotywy widniał okolony zielenią wielki czerwony napis:
Jak gdyby płomień zaszumiał w tej chwili w uszach Niwińskiego. Uczuł, że blednie, uczuł, że krew wszystka wnika mu do serca. Więc uderzyła godzina wolności? Więc stał się cud? To dlatego tak wcześnie przyszła wiosna i to mają oznaczać te rozpętane wody czarne, wiosennemi potokami zalewające świat? Niechże wzbiorą wszystkie rzeki, jak wzbiera radość w sercu ludzkiem.
— Co to ? Co to ? — pytał zdziwiony Skowroński.
— Pociąg rewolucyjny z Piotrogrodu! — odpowiedział Niwiński, rozjaśnionemi oczami patrząc za znikającym pociągiem — udało się nam zobaczyć coś, o czem warto będzie opowiadać wnukom. Która to godzina? Za kwadrans pójdzie „daczny“ do miasta. Muszę jechać.
— Poco? Dokąd?
— Dokąd?