umfująco. Oczy ludzkie pełne były błękitu nieba. Ludzie witali się uprzejmie, radośnie, ściskali sobie dłonie, całowali się. Z okien i balkonów gmachów urzędowych przemawiali wzruszeni mówcy, a tłum powiewał kapeluszami i krzyczał ,„hura!“, podczas gdy nieznużone orkiestry znowu zaczynały „Marsyljankę“. Co chwila słychać było śpiewane z zapałem słowa „Wstawaj, podijmajsa raboczij naród!“ Zamiast stójkowych chodzili po ulicach studenci z karabinami na ramionach. Wiedziano już, że wszystkie władze stanęły po stronie rewolucji i wszyscy się cieszyli, źe stało się to bez rozlewu krwi.
Niwiński spotkał w tłumie Zauchę w gronie kilku studentów z gmin wygnańczych. Zaucha milczał i promieniał, jego towarzysze byli jak wniebowzięci.
— Wygraliście! — rzekł Niwiński, ściskając Zausze rękę. —Jakeścieto powiedzieli: Powoła kamienie, to jest Moskałów i Azjatów. Co za cudny dzień. W powietrzu błękit, wiosna, słońce, czerwone sztandary i „Marsyljanka“. Jak upajająco pachnie wolność. Widzę świat jak przez wino...
— Cokolwiekby się stało — mówił Zaucha — ten dzień, to wielkie święto miłości i dobrej woli, na zawsze pozostanie w pamięci duszy rosyjskiej. Na wieki świecić będzie w pomroce dziejów.
— Carat padł. Nie do wiary! A teraz zostaje nam tylko tych dwóch — centralnych — kombinował Niwiński. Więc dziś już wszystko jest możliwe. I znaki narodowe i broń.
Zaucha syknął, jak gdyby go coś zabolało.
— Byłoby możliwe. Byłoby możliwe i więcej. Obawiam się, że Moskale sami nie dadzą sobie rady, że trzeba im będzie pomóc. Czy znajdą się między nami ludzie dość wielkoduszni? Nie wiem. A bez tego Moskali z pewnością opanują żydzi i Niemcy. I wówczas to wszystko zwróci się przeciw nam.
— Może się przecie jakoś uda...
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/201
Ta strona została przepisana.