Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/24

Ta strona została przepisana.

kiego powołano mnie do wojska. Cóż robić? Wojna, to straszna rzecz, ciągle trzeba uciekać! — jak mówił pewien austrjacki landszturmista. Musiałem wyrzec się Moskwy i posady i zmykać do Kijowa, gdzie przez jakiś czas byłem „poddanym szwajcarskim[1], aż dopiero tu mam nadzieję rozpocząć znowu udokumentowane, lecz smutne życie poddanego austrja-ckiego.
Opowiadał z lekko ironiczną intonacją w głosie, jak gdyby te przygody tułaczki bawiły go tylko.
— No, no! — zdziwił się Zaucha — któżby pomyślał. Literat, przyzwyczajony do biurka i kawiarni, tak to traktuje, jak gdyby nigdy nic... Wyrobił się pan, zdaje się... Ale też i olbrzym z pana...
Niwiński zamilkł.
— Nie wiadomo! — rzekł po chwili.
— Co nie wiadomo?
— Czy się wyrobiłem — czy też może, dzięki kulturze, potrafiłem tylko zachować jeszcze fason... A czy jestem silny? Bardzo-bym chciał to wiedzieć, mój panie, ale to też jeszcze nie jest pewne... Pan mieszka w Biełowie?
— W Biełowie.
— Ja też. Od sześciu tygodni już.
— Dziwna rzecz, żeśmy się nie spotkali.
— Nic dziwnego, bo ja cały dzień siedzę w mieście. Widziałem dziś pana w „Kryształce", kłaniałem się, ale pan mnie nie zauważył.
— Istotnie. — Pracuje pan, pisze pan co może?
— Wie pan ? Chciałem. To znaczy, nie tyle może ja sam chciałem, ile zdawało mi się, że powinienem coś robić.
— Zupełnie słusznie — skinął Zaucha poważnie głową. — Ja też mam jak najniezłomniejszy zamiar.

— Ja nie tylko chciałem 1 — przerwał Niwiński nerwowo — Pościągałem książki ze wszystkich biblio-

  1. Tak nazywali się ludzie pozbawieni paszportów, aktorzy mimo to mieszkali w hotelu, opłacając się „szwajcarowi".