Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/36

Ta strona została przepisana.

Ale w tej chwili zrobiło się mu jej żal.
— Już prawie półtora roku pilnuje tak tych swoich skarbów, wywiezionych z domu — rozczulił się — tych szmateczek, pudełeczek, ściereczek, ręczników, wstążeczek... Biedactwo! Te tobołki to przecie cały jej majątek dzisiaj, cały jej dom, wszystkie jej pamiątki i wszystkie jej sprzęty. 1 rację ma, że tego pilnuje. Bóg wie, na jak długo jeszcze będzie jej to musiało wystarczyć.
On się tego już dawno oduczył. Rozrzucił swoje rzeczy po szerokim świecie. W Rabce miał jeden kuferek, w Nowym Targu u znajomego drugi, we Lwowie zostawił papiery i książki, część bielizny w Kijowie, część w Moskwie. Coraz mniej potrzebował, coraz mniej myślał o sobie.
— Patrz, jaki ładny księżyc! — zawołała Helenka.
Pokazywała mu wielki, czerwony księżyc między topolami.
— Ukraiński! — odpowiedział jej Zaucha.
— Dlaczego ukraiński? Czy gdzieindziej jest inny?
— A rozumie się! Moskiewski księżyc jest mniejszy, bardzo srebrny i widzisz go przeważnie wśród sosen, a czasem wśród brzóz. A znowu księżyc wśród wierzb, to będzie księżyc polski, a wśród kasztanów to będzie krakowski, a wśród kosodrzewiny i świerków — tatrzański! Patrz, jak tu ładnie! Jaka śliczna ta topolowa aleja w księżycowem świetle! Jak tu ładnie będzie na wiosnę! W takie księżycowe noce będziemy sobie spacerowali...
Helenka słuchała go jednem uchem, patrząc na okrągły, czerwony księżyc, płonący nisko nad ziemią, jak wielka lampa, zawieszona między topolami. Ale na dźwięk ostatnich jego słów drgnęła lekko. Było w nich czy między niemi coś, co ją przeraziło. Spojrzała w aleję, gdzie widać było zrzadka rozstawione, niskie, drewniane ławeczki — i jak gdyby ujrzała w tej aleji siebie, wysoką, silną i drepcącego przy