pod Verdun i nad Sommą, a teraz przybyli na front wschodni, widomi przedstawiciele narodów sprzymierzonych i ich siły zbrojnej, monterzy frontu i strasznych machin, mających skruszyć potęgę austro-niemiecką. Opowiadał o brygadzie polskiej, stojącej na bliskich tyłach frontu, o ułanach, którzy z własnej kieszeni i z własnych porcji utrzymują zakonspirowany, niedozwolony, nadetatowy szwadron — i że musi przyjść chwila, w której rząd pod wpływem państw sojuszniczych w kwestji polskiej ustąpi — a wówczas biedna brygada zmieni się w piękny korpus. Powtarzał, co mu opowiadali Czesi, którzy ponoś przystąpili już do formowania własnej dywizji z artylerją, a którzy twierdzili, że siły niemieckie słabną.
Mówił o tem wszystkiem z zapałem, rozgrzewając się w tym zapadłym kącie tak świeżemi jeszcze wspomnieniami życia, pełnego wzruszeń i atmosfery bojowej. Ale słowa jego traciły na sile w otoczeniu ludzi obojętnych i jakby obumarłych. Słuchano go w milczeniu, bez zapału i bez wielkiego przekonania raz dlatego, że ludzie z gmin — podobnie jak ludzie z prowincji — wstydzili się swego „zacofania“, powtóre ponieważ każdy, kto przyjeżdżał z Kijowa, pragnął im czemś zaimponować i łgał ponad wszelką miarę. A była to też instynktowna obrona swego własnego spokoju, tak potrzebnego w tych przykrych i bolesnych warunkach życiowych. Przejmowanie się nowinami wytrącało z równowagi, budziło nadzieję, zakłócało sen, odbierało apetyt. Ileż razy już ci ludzie chcieli się zrywać i lecieć gdzieś — a tymczasem trzeba było siedzieć i czekać — czekać bez końca.
Więc wysuwano Zausze różne systemy kombinacji politycznych, wypracowane mozolnie i kunsztownie podczas długich, niezliczonych godzin przelewania z pustego w próżne, wyszlifowane przez „gminnych“ polityków, naszpikowane „faktami“ przyniesionemi przez Bóg wie kogo do Biełowa lub Lesowego wprost z kwatery Brusiłowa łub Radki Dmitrjewa. Wszystko to razem oszołomiło Zauchę tak,
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/39
Ta strona została przepisana.