Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— To może pan doktor zechce zamieszkać na wsi?
— Nie. Przyjechałem do gminy i będę mieszkał w gminie.
— Wobec tego będziemy musieli zaczekać, aż wykombinujemy mieszkanie dla całej gminy. Chwilowe prowizorjum... O, idzie już pan Kowalski! Zaraz będą strzelać! Chodźmy popatrzyć! Kowalski to nasz świetny strzelec, nasz Tell, bardzo zasłużony dla gminy, około tuzina psów już zastrzelił!
Wyszli z kuchni. Ze wszystkich stron zchodzili się ludzie, pragnący przyjrzeć się egzekucji. Mężczyźni przysuwali się do Kowalskiego, który miał dubeltówkę w rękach, kobiety przyglądały się z daleka, instynktownie chowając się za cieniutkie, jak żerdki, pnie drzewek. Radca, ożywiony i zroziskrzonemi oczkami, stanął pod kuchnią w dobrem oddaleniu od swego „Tella" i komenderował gromkim głosem:
— Baczność, łaskawi państwo! Panno Stasiu, niech pani uważa! Kasiuńciu moja, zejdź na bok, żeby cię pan Kowalski nie ustrzelił — wołał do praczki która, parsknąwszy śmiechem, zeszła na ścieżkę, uniósłszy wysoko kieckę powyżej tęgich, lśniąco - białych łyd. — Panie Kowalski, ostrożnie z fuzją, ostrożnie, mój panie, a niech pan mierzy celnie, żeby się pies długo nie męczył! Niech go pan weźmie dobrze na muszkę, muszka to najważniejsza rzecz. Pan potrafi?
Kowalski wzruszył pogardliwie ramionami.
— I żebyś pan przytem kogo nie postrzelił, bo pan jeszcze na wydatek komitet narazisz, a państwo wiecie, środki bardzo ograniczone, drzewo drogie — ot, pan doktor świadkiem. W innych czasach to-bym nic nie mówił, ale dziś... Panie Gargul, zejdź pan na bok, ta pan i tak już jest postrzelony. Panie Kowalski, bierz pan na muszkę, a lewe oko pan zamknij... Celuj pan w samo serce... Zobaczy pan