obojętnem, byłam nawet ciekawa tego nowego życia. Wyjechaliśmy ze Lwowa coś około godziny 3-ciej nad ranem. Dostaliśmy osobny wagon, jechało nas bardzo dużo inteligencji. W towarowym pociągu jazda była okropna, jechaliśmy tak przez 4 dni z mnóstwem przygód, w końcu dojechaliśmy do Kijowa. Zastanawiałam się w drodze nad sobą, co będę robić, do czego się wziąć, gdyż wiedziałam, że mam za małe klasyfikacje, by szukać czegoś lepszego, szczególnie bez znajomości języka rosyjskiego. Tak więc z myślami o tej dziwnej i nieznanej przyszłości z nadzieją w sercu dojechałam do Kijowa. Zdaleka widać było wspaniale oświetlone miasto, dużo lamp i szum dawno nie słyszany, dochodził do naszych uszu.
Wyznaczono nam miejsce w „prijutie"[1] rosyjskim. Nie mając innego wyboru i nie znając zupełnie miasta, po całej nocy spędzonej na dworcu zgodziliśmy się na zawiezienie nas tam. Była to okropna dziura, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam. Dostaliśmy tam tapczany składane jak łóżka połowę dla żołnierzy i obiad. Lecz ludzi było tam bardzo dużo, po trzydzieści osób w jednej izbie, dusiliśmy się po-prostu. Bardzo mi tam było źle, ale pocieszałam się, iż zna dzie się coś lepszego. Z „prijutu' nie mogąc tam dłużej mieszkać, przeniosłyśmy się do pewnej żydówki. Brudno u niej było strasznie, jeszcze gorzej niż w tym „prijucie", lecz w każdym razie było nas mniej niż tam. Wkońcu dowiedzi liśmy się, iż komitet polski udziela pomocy. Udaliśmy się tam, zostaliśmy zapisani, i ja prawie tego samego dnia dostałam posadę w gubernji kurskiej.
— Dużo było tych posad! — przypominała sobie Helenka. — Niektóre ciężkie. Na przykład w Kursku miała wszystkiego dwie godziny wolne na dzień. A potem w tej hrabiowskiej rodzinie na Ukrainie.
- ↑ Prijut — schronisko. Schroniska takie dla uchodźców urządzały władze rosyjskie w szkołach ewakuowanych i t. d.