Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/58

Ta strona została przepisana.

Ludzie niezmiernie bogaci a tak chciwi, że głodzili siebie i służbę. Tam też widziała Helenka te sierotki dwie z Galicji, „bieżeneczki", które zimą boso i w drelichowych sukienczynach przez zaśnieżone podwórze chodziły do kuchni, a sukno, co po ich matce zostało, pani hrabina sprzedała... Ach!
Znowu Kijów...
— Miałam dziwne przejście duchowe. Zaczęłam coraz więcej nie lubić gwaru ani ludzi, chciałam być zawsze sama, myśleć samotnie. Nudziłam się w Ki-j wie śmiertelnie, myśląc, jakby to wszystko zakończyć — operetką czy dramatem.
Przewróciła znowu kilka kartek i uśmiechnąwszy się melancholijnie jak do przyjaciela z ciężkich czasów, zaczęła czytać uważniej:
— Wieś. Siedzę samotnie. Wieczór zimowy, choć śniegu nie widać, tylko błoto gęsto rozsiane po ogrodzie i podwórzu. W kredensie Madzia wyśpiewuje sobie, zaś jej goście — dwóch jeńców, Ąustrjaków — grają w karty. Przed chwilą skończyłam czytanie książki „Kobieta z przeszłością". Poruszyła mnię ona do głębi. Smutno mi, że tyle moich sióstr cierpi za chwilę miłości. Dlaczego miłość nie może być tylko czysto duchową, nadziemską? Nie mogę jeszcze jasno powiedzieć i wyobrazić sobie, co to jest miłość, gdyż zamało mam jeszcze doświadczenia i nie kochałam jeszcze — chciałabym jednak, poznawszy ją, nie utracić jej nigdy — raczej wraz z nią by skończyło się moje życie, niż miałabym istnieć bez niej.
Gdyż chyba po tem wszystkiem co ja zrobiłam, a mianowicie — po porzuceniu domu no i teraźniej-szem samotnem życiu, życiu bez celu, po odważeniu się na tak ryzykowny krok z mej strony, n e mogę się chyba spodziewać — muszę do końca być samą. A ja — tak chciałabym mieć czyjąś duszę oddaną mi szczerze — na własność — chciałabym kogoś tak mocno, tak gorąco kochać — chciałabym nie być wiecznie samą, opuszczoną i obojętną dla wszystkich,