Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/62

Ta strona została przepisana.
GROTA PURPUROWA.

Pewnego poranku Zaucha wybrał się do Niwińskiego.
Ranek był piękny i prawdopodobnem było, że poeta nie usiedział w domu lecz pojechał do miasta. Mimo to Zaucha spodziewał się, że zastanie go w domu. Rozmyślnie jednak nie uprzedził go, choć w istocie na widzeniu się z nim zależało mu. Zdał się na przeznaczenie. Jeśli Niwińskiego zastanie — to znaczy, że można z nim mówić, jeśli nie — tem lepiej, bo to znak, że nie należy brać go w rachubę.
Niwińskiego właściwie znał bardzo mało. Spotykał się z nim przed wojną przeważnie w kawiarni, gdzie młody poeta miał kółko swych przyjaciół i kolegów, z którymi prowadził długie dyskusje przy czarnej kawie. O twórczości jego wiedział bardzo mało. Wiersze, które czasami czytywał w pismach, były może wartościowe, ale zarazem trochę zagadkowe, jakby niedociągnięte — nie wiadomo, skutkiem lenistwa duchowego czy też skutkiem braku polotu. Dość na tem, że trudno było sobie zdać sprawę z istotnego życia duchowego ich autora. Poza tem Zaucha niewiele o Niwińskim wiedział. Spotkał się z nim w Legjonie wschodnim, gdzie widział go jako plutonowego, ale nie pamiętał nawet, czy Niwiński wyszedł z legją ze Lwowa. Za coś aresztowany przez Rosjan wywieziony został w głąb w Rosji, skąd po różnych przygodach udało mu się wreszcie wydostać przy po- • mocy wpływowych osobistości, przez jakiś czas pracował w pismach emigracji polskiej w Moskwie i w Kijowie, gdzie się też z nim Zaucha widywał. Potem zniknął, a teraz spotkali się w gminie.