Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/72

Ta strona została przepisana.

mi się, rozumiem już pana... Szukać — zawsze dobrze. Niech mi pan wierzy, ja, choć nie idę pańską drogą, szukam także...
Zaucha niby słuchał, a naraz rzekł:
— Bo to, panie, wszystko jest daremne! Żeby się nie wiedzieć co stało, żeby nam „dali“ Polskę od morza do morza, jeśli ona znów nie odrodzi się z nas rannych, z ducha polskiego — nic z tego nie będzie.
Potarł nerwowo czoło.
— Wyznaję — ja, człowiek inteligentny, człowiek wolnej woli — rozbity jestem w puch. Nie mogę się nieraz w myślach znaleźć. Cóż dopiero — młodsi moi bracia? Jak im? A może — w nich jaśniej świeci to wszystko? Może oni mi powiedzą? Wierzyć nie przestanę. Nawet gdyby — nie daj Boże — znowu na nic było to wszystko, nie będę wątpił. Obiecuję, przysięgam, że gdybym nawet wątpił — to nie zwątpię. I gdybym nawet umarł w wątpliwościach, w obliczu niewątpliwej klęski i pogromu
— napiszę w testamencie, że nie wolno wątpić ani nawet w śmierci. Wierzcie — do szaleństwa i umierajcie z wiarą, a nic nie umrze. Rozumie pan? Ale ludzi trzeba podnieść, ludziom trzeba wytłómaczyć, za co cierpią — to cierpieć będą chętnie i nie tak boleśnie. 1 nie upadną. Tu właśnie na pana liczyłem.
— Na mnie? — zdziwił się Niwiński.
Zaucha spojrzał na niego i też się zdziwił, a potem zmieszał. I Niwiński zaczerwienił się, jakby zawstydzony.
— Niech mnie pan fałszywie nie rozumie! — zaczął mówić gorączkowo, gorąco.— Ja, oczywiście też — nie wierzyć nie mogę. Ale nie widzę nic konkretnego. Nie dlatego, żebym był zrozpaczony — tylko — wstyd powiedzieć — niema we mnie tego czegoś... Ta głębia duchowa, z której chcę wydostać odpowiedź, jest niema. — Rozumie pan? To bardzo bolesne. Tam — ciemno, nic tam niema, cicho... W rzeczywistości — pokazuje się — nie żyłem wcale. Pi-