Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/85

Ta strona została przepisana.

czął ją wypytywać, jak spędziła ostatnią zimę we Lwowie — pierwszą zimę wojenną...
— Saneczkowałyśmy się jak za najlepszych czasów — opowiadała mu z ożywieniem. — W parku Kilińskiego były aż cztery tory: Bezimienny, tor dla narciarzy do skoku, „dziecinny" dla malców i „oficerski", niebezpieczny, z gwałtownemi spadkami, najeżony ławkami i drzewami... Co tam było krzyku i śmiechu !
— Moskale wam nie dokuczali?
— Chodził po ogrodzie patrol, chorąży z trzema żołnierzami. Niby rozpędzali nas, wołali „nie lzia, nie lzid", zwłaszcza wieczorami, ale nikt sobie z nich nic nie robił. Wieczory były prześliczne, księżycowe... Moskale sami nieraz jeździli... Oni lubią młodzież...
Niwiński został na kawie, zasiedział się do kolacji, a kiedy wracał do Bielowa, wielki „ukraiński" księżyc wyrywał się już z objęć dwóch wiążących go topoli i śpieszył na .szafirowe przestworze, obficie gwiazdami usiane. Świat zdawał się być zszyty z płatów ciemnego szafiru, srebrem zfastrygowanego. Gdzieś w ciemnościach dziewczęta śpiewały na głosy. Zaczynał kontralt, niski, ciepły i mocny jak dźwięk wioli, a po chwili zaczepiał o niego srebrny, rzewny sopran, oba głosy wiązały się w słodką harmonijną kokardę i tak w tajemniczych mrokach zrodzone, błysnąwszy w świetle miesiąca starą pieśnią ludową, wsiąkały w okrytą szronem ziemię, która pieśń zrodziła.
— Ach, duszę z człowieka wyciągają tym śpiewem — mruknął Niwiński, bardzo wrażliwy na muzykę.
Szedł a po drodze myślał — o parku Kilińskiego. Jakby widział białą postać dzielnego szewca ze sztandarem wysoko wzniesionym nad głowę — a za pomnikiem cichy i biały gaj brzozowy... Aleje wysypane białym śniegiem, skrzypiącym pod nogami, czarne świerki stoją sztywne i jakby nadęte... Srebro i szafir, i gwiazdy na wysokoś-