Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/91

Ta strona została przepisana.

łową połać Podhala, schodząc coraz to z kopca na kopiec z szerokim widokiem na biedne wioski, ukryte na dnie dolin. Przenocował w Rabce, u znajomego proboszcza i na widok jego ożywionej choć pomarszczonej góralskiej twarzy, jakby w drzewie wyrżniętej, przyszło mu na myśl, iż może spowiedź przyniosłaby mu ulgę, bo proboszcz wyglądał na człowieka, umiejącego sobie radzić z walkami wewnętrznemi; wypiwszy z nim jednak parę kieliszków wódki zrozumiał, iż jowialny humor i trzeszczący śmiech księdza podobne były bardziej do grubego cynizmu zbogaconego górala, niż do harmonijnej równowagi duchowej. Poszedł tedy rano dalej, do Jordanowa, sam ze swemi wątpliwościami, trapiąc się po drodze myślą, dokąd w tych ciężkich czasach w szerokiej Polsce mógłby się udać po poradę Polak w bolesnej swej rozterce. Szedł Kmicic do Częstochowy -- ale gdzież dziś ten Monsalvat polskiego ducha ? Gdzież jest niezmącone, czyste źródło życia polskiego, z którego możnaby się napić wody żywej ? Co zrobić? Kogo pytać?
Z Jordanowa pociągiem już pojechał do Krakowa, gdzie widział popłoch i rannych i Prusaków i braci swych dwóch w mundurach legjonistów. Krótko ze sobą rozmawiali i rozstali się niebawem, widząc, że się nie zrozumieją.
Zaucha ruszył dalej gościńcem, wyłgując się czasem patrolom i podjazdom austrjackim, a czasem chowając się przed niemi, aż wreszcie uderzył piersią o cofające się wojska austrjackie, pułki rozbite, zdemoralizowane, rozbrojone, straszne, zdziczałe hordy ludzi. Jesienną, dżdżystą porą, przez rozmiękłe, grząskie pola ciągnęły wojska, jazda i potłuczone piechoty, gdy gościńcem, potrójnym łańcuchem, szły tabory. Na kwaterze zostawiano ludzi na parę godzin drzemki i znów porywano ich naprzód, tak, że nieraz jednej nocy cztery razy zmieniały się wojska, rozkwaterowane we wsi. Schroniwszy się w Jaśle u przyjaznego człeka na poddaszu, Zaucha z za fi-