Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Czemże zasłaniał się żołnierz rosyjski przed burzą żelaza i ognia?
Ciałem.
Dzień w dzień dziesiątki tysięcy tych zielonawych męczenników — rzekłbyś, żywa darń od ziemi oddarta — szły naprzód z kilkunastu zaledwie ładunkami w kieszeni, szły bagnetami odpychać ogień, który palił zanadto. Straszliwe płomienie gaszono, żywą krwią ludzką, dziury, wypalane w froncie, jak szmatą, łatano mięsem ludzkiem i tak cofano się, brocząc, rzucając ze siebie dywizje, z których wracały jeno sztandary, a pod sztandarami kilkudziesięciu niedobitków. A jak wiedźma czyta przyszłość z wody, tak naród rosyjski przyszłość swą czytał z tych strumieni krwi, szumiącej po polach bitew. Co z niej wyczytał?
Na wozie zaprzężonym w parę własnych koni, z kilku workami cukru, wziętemi na handel, wałęsał się Zaucha wraz z taborami rosyjskiemi, w tumanach pyłu i zgiełku. Przywykł do ognisk wieczornych, do stłumionego huczenia ciurów, układających się do snu, do ich klątw i pieśni, do noclegów pod gwiaździstem niebem i do szerokich, rozjeżdżonych, pylnych gościńców rosyjskich. Stawał się dobrem dzieckiem w tem szumiącem morzu ludzkiem, na łasce przygody i przypadku.
A oto — ułani polscy I Tobie-ż to, oficerze Legji Wschodniej, tej legji, która broń złożyła, tobie-ż to przyszło twarzą w twarz spotkać się z ochotnikami polskimi w szeregach rosyjskich! Jęknęło ci głośno serce w piersi, gdyś z nimi mówił, a oczy twoje wwiercały się w ich oczy, jak gdyby z dna duszy prawdę wyrwać im chciały. Lecz cóżeś zrozumiał, co? Ze ziemia polska, jak owe pole zasiane przez Medeę smoczemi zębami, rodzi wojnie żołnierzy, albowiem to jest ziemia, zakochana w mieczu. A tyś szablę odrzucił i nie chciałeś odcyfrowywać krwawych run dziejów w jej zwierciadlanej klindze! Ale — żali ty znasz modlitwę i dzieje miecza pol-