japońscy chorobę tę przejść muszą, bo bądź co bądź, gdyby bez tego przełamania się naśladowali swych starych mistrzów, wpadliby w bizantynizm, który wreszcie zdusiłby ich sztukę.
Na ulicy spotyka się już Japończyków w stojach europejskich, większość jednakże świadomie trzyma się stroju narodowego — kobiety prawie bez wyjątku. Mylnie sobie wyobrażamy kimona japońskie jako suknie ogromnie pstre i pokryte haftami. W pstrych, ale zarazem tanich kimonkach chodzą tylko dziewczęta uliczne i tancerki tanie — nawet nie giejsze. Kimona pań japońskich są przeważnie ciemnej barwy, bronzowe w czarne paski, czarne z granatowym odcieniem, popielate z ciemno-zielonym tonem, krótko mówiąc dyskretne i skromne, a tylko podszewka jedwabna jest zwykle żywszej barwy, więc szkarłatna, błękitna, żółta i t. s. Podszewkę tę widać przy ruchu ręki w bardzo szerokim rękawie lub kiedy się kimono odwinie u dołu — jak gdyby płomyk barwny błysnął. Panie chodzą bez kapeluszy, które im zastępuje kunsztowna fryzura. Zamiast sznurówek noszą „obi“, szerokie, jedwabne pasy, nieraz istotnie bardzo piękne, zgrabnie zawiązywane. Sposób zawiązania „obi“ różny jest w każdym mieście. W Kjoto panie zawiązują „obi“ w kokardę, której dwa długie końce spływają prawie do ziemi, w Tokjo zaś jest zwyczaj wiązania „obi“ w coś w rodzaju skrzynki na plecach. W płaszczach z powodu tych sterczących kokard panie wyglądają jak garbuski. Jeśli do tego dodamy „wdzięk“ polegający na stawianiu stóp palcami do środka i pewne pochylenie się naprzód z powodu wysokich „getów“, ujrzymy, że sylwetka Japonki nie będzie w naszym guście.
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —