Podpis miłego naszego komika na mym pasporcie wciąż jeszcze Amerykanom nie imponował. Odpowiedź na mój telegram nie nadchodziła i zrozumiałem, że jeśli innym jakimś sposobem nie przedostanę się do Europy, pozostanę dożywotnim kandydatem do wizy amerykańskiej w Japonji.
To mi się oczywiście nie uśmiechało.
Nacisnąłem dra. Niemca. Zmartwił się, poszedł do ambasady angielskiej i nacisnął jej sekretarza p. Benthinga. (Taka jest w świecie tajemnica — jeśli Amerykanie czego nie zrobią, idzie się do Anglików, a wówczas ci pomogą z pewnością). P. Benthing po naradzie odbytej ze mną, przyszedł do przekonania, że jechać powinienem, ale, że do tego celu niepotrzeba mi Ameryki, bo wystarczą jeszcze na razie porty angielskie. Poradził mi tedy, żebym się czem prędzej starał o bilet na jaki statek.
Szedł wówczas — 18. grudnia wypływał z Jokohamy — długi dopiero po „Tenyo-Maru“, wysłany do Europy „Jokohama-Maru“, parowiec japońskiego towarzystwa przewozowego „Nippon-Juzen-Kaisza“. Popędziłem do dyrekcji tego towarzystwa, odprawiono