z jego małemi grzechami, ale i modły z pagod Birmy, i niezliczone „Om mane padme hum“ z tybetańskich świątyń, rozbrzmiewających łoskotem bębnów, i z dalekiego a zawistnego Benares.
Wracałem wspaniałą szosą do Jokohamy tuż nad morzem, ale zimno było takie, że mnie najpiękniejsze widoki przestały zachwycać i szczęśliwy byłem, kiedyśmy wreszcie wieczorem wjechali w płonące różnobarwnemi światłami ulice miasta.
Jokohama jako port ma znacznie większą i bardziej koncentrowaną kolonję cudzoziemską, niż Tokjo. W Tokjo widzi się dyplomatów ludzi inteligentnych, kulturalnych, dobrze wychowanych. Jokohama jest centrum kupców, giełdziarzy i emigracji. Wielkie amerykańskie hotele przypominają pstrokacizną ras cyrk Barnum Bailey i człowiek czuje się w nich dość nieswojo. Obserwując tę świetnie, ale niewytwornie ubraną zgraję, nie liczącą się z groszem, niezmiernie pewną siebie i arogancką, z łatwością dostrzega się brutalne, choć niby pokrywane uśmiechem rysy twarzy, oczy zimne i złe, ruchy gwałtowne i szorstkie. To nie jest „towarzystwo“, lecz „fighting people“ w całem znaczeniu tego słowa.
Po obiedzie uciekłem do swego szkarłatnego pokoju i kołysząc się w ciemnościach na wygodnym fotelu na biegunach, siedziałem przy otwartem oknie, słuchając nocnych odgłosów. Słychać było urywane „ho! ho!“ rikszów i melancholijny flet japoński. Noc była bardzo ciepła, światła w górzystej dzielnicy miasta połyskiwały jak gwiazdy.
Była to moja ostatnia noc w Japonji przed ostateczną podróżą do kraju. Jeszcze tylko tych kilka portów i jeszcze tylko tych 58 dni morza, czas, który
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.
— 120 —