tęgi, nikt się co do niego nie łudził. Pamiętam bardzo dobrze w któremś z charbińskich pism pseudonaiwny artykuł o „tajemniczem zaginięciu“ jakiegoś kupca, który wprosił się na pociąg pancerny Siemionowa, chcąc bezpiecznie przewieść gdzieś na Zachód parę pudów złota. Po jakimś czasie w Bajkale wyłowiono zwłoki tego kupca bez głowy. Oczywiście, „gubiono się w przypuszczeniach“, kto mógłby biedaka zamordować, zaś opinję publiczną oburzała nonszalancja, z jaką Siemionow, mogąc zamordowanego kazać pochować, wrzucił go do Bajkału, nie licząc się z tem, że przecie wszystko wydać się musi.
Kałmykow, niski, suchy, młody człowiek, lat dwudziestu ośmiu, ataman kozaków amurskich, był poprostu dzikim człowiekiem. Widziałem go raz na stacji we Władywostoku. Był okrutny, a jego oficerowie wyglądali jak zwykli zbóje. Dla niego krew była wodą. Ale porównać go nie można było z Siemionowem, który mordował dla zysku. Kałmykow rozstrzelał Bogu ducha winną orkiestrę jeńców, a bolszewików obdzierał ze skóry, Siemionow rozbijał i oszukiwał.
Jedynym, rzekomo przyzwoitym jenerałem był jenerał Chorwat, wysoki, siwy już, z białą, długą brodą i „poczciwem“ wejrzeniem wąskich, niebieskich oczu — chytry lis, wyga stary, spekulant niezrównany i pochlebca. Pamiętam go, jak pochlebiał się naszym żołnierzom, z którymi rozmawiał „po bratersku“, „szczerze“, podziwiając ich dyscyplinę i wojskowe zachowanie się. Widząc, jak nasi chłopcy salutują, rzekł: — Ja wiem, dawniej salutowało wojsko polskie całą dłonią, a te trzy palce, złączone w trójkąt, to od czasów Kościuszki, znak konspiracji wojskowej.
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —