— Mrówek w Azji wogóle jest więcej, niż w Europie — odpowiedział — ale w Sjamie nie jest ich więcej, niż gdzieindziej. A biały słoń, to zwierzę heraldyczne.
Przetłumaczyłem to Czechowi. Potrząsnął niedowierzająco głową.
— Co on wie! Bogaty człowiek — z miasta nosa nie wychylał, zagranicą wciąż siedzi, z pewnością kraju nie zna.
— Co ten żołnierz mówi? — zainteresował się Sjamczyk.
— Przypuszcza, że pan, bawiąc wciąż zagranicą, Sjamu może nie zna.
P. Boczanakit uśmiechnął się.
— Niech go pan zapewni, że znam każdy kąt.
Uczyniłem, jak chciał, ale Czech się rzucił.
— Ale — będziesz go słuchał, głupiego Sjamczyka! Pan Kocourek mi przecie mówił... On to wie lepiej od niego, on im tam wszystko zorganizował, przemysł, handel... Pan Kocourek-by nie wiedział, człowieku?
Rozumie się. Pan Kocourek-by nie wiedział!
Tak powoli zbliżaliśmy się do Kolombo.
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —