Misja nasza w owych czasach zajmowała się zaciekłą kampanją, jaką we wszystkich bez wyboru pismach angielskich z niesłychaną namiętnością prowadzili i prowadzą — żydzi. Ci mili „współrodacy“ i „współobywatele”, domagający się w Polsce dla siebie odrębnych praw i przywilejów jako dla członków narodu żydowskiego, niewiadomo, dla jakich przyczyn w Anglji niechętnie przyznają się do swej narodowości, a natomiast bardzo chętnie podają się za Polaków. Anglik, to wyspiarz — interesuje się wysepkami, ale Europa, a już zwłaszcza środkowa i wschodnia mało go obchodzi i nie zna jej. I faktycznie szerokie masy angielskie nie odróżniają Polaka od żyda. Jakie na tem tle powstawały niesłychane fałszerstwa i oszustwa opinji, jakie potworne intrygi, jak podstępne napaści — trudno sobie wyobrazić. Misja polska zbijała i odpierała te ataki jak mogła i jak umiała. Ale propaganda tego rodzaju, prowadzona wyłącznie przy pomocy sprostowań i protestów, nie mogła mieć wielkiego znaczenia, ani też dać pozytywnych wyników. Naród angielski za mało wiedział o nas, skutkiem czego łatwo było go do nas uprzedzić, tem łatwiej, że Anglikom z tem było wygodniej.
Emigracja polska w Anglji nie jest bardzo liczna. W „Kingstownhallu” miało być walne zgromadzenie tow. „Zjednoczenie“. Zaproszono mnie na ten wieczór. Było może ze 30 osób. Trochę liczniejsze było zgromadzenie w Polskiem Towarzystwie londyńskiem, jednem z najstarszych stowarzyszeń polskich w Anglji. Na zgromadzeniu tem, składającem się przeważnie z robotników, referowałem sprawę wojsk polskich na Syberji. Po wygłoszeniu referatu jeden ze słuchaczy interpelował mnie w następujący sposób:
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.
— 209 —