mniej na prawach armji sojuszniczej, jak Czesi, i zupełnie o sobie stanowić nie możemy, lecz tworzymy oddziały armji francuskiej, złożone z Polaków — na wzór dywizyj marokańskich, senegalskich, algierskich i anamickich. I pokazało się też, że p. Wielowieyski popierał przeciw P. K. W. wszystkie organizacje polskie, wojsko zwalczające. Pokazał się — skandal.
— I czemuż pan to robił? — spytałem.
— Powiem prawdę! — odpowiedział uczciwie p. Wielowieyski — Nie byłem należycie informowany.
Od tego czasu już się z p. Wielowieyskim nie widziałem.
Sprawa dywizji syberyjskiej grzęzła coraz beznadziejniej. Właśnie wówczas reprezentacja polska znajdowała się w stanie gwałtownej walki dyplomatycznej o Gdańsk, Górny Śląsk i wogóle o granice
Polski, co ją zupełnie absorbowało. Jen. Haller wysłał był na ślepo jakiegoś oficera z misją do wojsk polskich na Syberji. Oficer ten, nie znający zupełnie stosunków, narobił jeszcze większego bigosu. Krótko mówiąc, zrobił się bałagan okropny, a na domiar złego zaczęły się pojawiać tendencje, dążące do ograniczenia werbunku na Syberji. Przyjechał był wówczas do Paryża z Szangaju jeden z ówczesnych dyrektorów rusko-azjatyckiego banku szangajskiego, p. Jastrzębski, późniejszy minister skarbu, człowiek bardzo poważny i wpływowy. Kiedy ze mną o dywizji rozmawiał, oświadczył się absolutnie za ograniczeniem werbunku, mówiąc:
— Panie Bandrowski! Nieszczęście się stało, dywizja polska na Syberji jest. Trzeba się teraz starać, aby to nieszczęście było jak najmniejsze.
Środkiem, prowadzącym do tego, miało być jej osłabienie, gdy tymczasem jedynym sposobem ocalenia
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.
— 217 —