A tu zjechały setki tysięcy młodych i — powiedzmy — trochę barbarzyńskich żołnierzy cudzoziemskich. Mieli pieniądze, byli zagranicą, wygrali wojnę — chcieli się bawić. Słyszeli o Paryżu — o jego rozpuście, słyszeli o Francji, której niby wykładnikiem jest „amour” — i zachowywali się też stosownie do tego swego o Francji wyobrażenia. Mając do czynienia z prostytutkami, których zresztą nie umieli zewnętrznie odróżnić od kobiet przyzwoitych, byli przekonani, że wszystkie Francuzki są sprzedajne i odpowiednio do tego je traktowali, naiwnem barbarzyństwem obrażając na każdym kroku. Rozumie się, że prostytucja i wszystkie jej fatalne następstwa szerzyły się w sposób zastraszający. Rząd chcąc ratować zdrowie narodu, próbował prostytucję zlokalizować — i na pastwę rzucił jej Paryż, najbardziej już tą plagą nadgryziony. Wszystkie prostytutki z okolic przyfrontowych wyrzucano do Paryża i tylko do Paryża puszczano urlopników angielskich i amerykańskich. Naturalnie w następstwie tego Paryż istotnie zmienił się w olbrzymi, potworny dom publiczny, w którym królowali urlopnicy i dziewczęta uliczne. Nie jest to z mojej strony żadna pruderja ani fałszywe oburzenie rzekomego moralisty — fakt tylko stwierdzam. Francuzi cierpieli to, ale już im czasem trudno było wytrzymać. Prasa sarkała coraz głośniej. Dziewczęta faktycznie zachowywały się bardzo nieprzyzwoicie i rozzuchwalone swem powodzeniem i zarobkami, stawały się bezwstydne i poniewierały ludźmi przyzwoitymi. One też, widząc się tak silne liczbą, przyszły do przekonania, że od kobiet przyzwoitych różni je tylko towarzyska hipokryzja — nie żenowały się tedy już niczego. Wszędzie
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.
— 241 —