Miałem prawo do t. zw. pociągu „dyplomatycznego“, którym z Paryża można się dostać do Warszawy w przeciągu 72 godzin, ponieważ jednak petentów było mnóstwo, a dla mnie podróż trwająca 5 czy 6 dni niewiele znaczyła, postanowiłem wyjechać pociągiem zwyczajnym.
Lekkomyślne to postanowienie przypłaciłem 10-ciu dniami podróży i kłopotami, które nawet syberyjskiego podróżnika mogą zgnębić i unicestwić. Przez ten czas przeszedłem 9 rewizyj paszportów i 9 rewizyj rzeczy, a że nie mogłem jechać z Azji do Europy z dwiema koszulami i czterema chustkami do nosa, łatwo sobie wyobrazić, na co się było narażonym. Prócz tego rewizje w owych czasach były niezmiernie przykre i trwały długo. Wszędzie cedziło się publiczność zwolna przez kołowrotki i filtrowało się ją w specjalnie zbudowanych z desek gabinetach policyjnych. Urzędnicy policyjni badali dokumenty, portfele, rzeczy, miny ludzkie, a powtarzało się to często i trwało długo.
Niezmierny chaos był w naszych urzędach konsularnych. Mnie n. p. powiedziano w Paryżu, że wiza francuska, polska i czeska najzupełniej wystarczy. Pojechałem z tem błogiem przekonaniem, aż dopiero w Zurychu dowiedziałem się, że bez wizy austrjackiej z Buchs nie ruszę. Udałem się tedy do konsula austrjackiego w Zurychu, ale ten mi oświadczył, że muszę mieć przedewszystkiem wizę legacji polskiej w Bernie — o czem nasz konsulat w Paryżu nic nie wiedział. Trzeba było jechać do Berna, gdzie znów zamiast dyplomatycznej dano mi wizę zwykłą z komentarzem, że na wizę austrjacką będę musiał czekać — trzy tygodnie! Prawda, dzięki pomocy jednego z energiczniejszych urzędników udało się to uzyskać w prze-
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.
— 247 —