Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
— 256 —

Ton nie był zachęcający do rozmowy. Wywnioskowałem z niego, że stało się to, czego z obu stron jak najbardziej należało unikać, doszło mianowicie do obustronnego rozdrażnienia i rozpalenia namiętności. Podniecenie tego rodzaju nie jest gruntem odpowiednim dla pertraktacji.
Nie mogę powiedzieć, aby porządki kolejowe w Lundenburgu bardzo mi zaimponowały. Był ścisk, krzyk, niewygoda — szło o to, jak z tego pięknego miasta wyjechać. Był tam również polski oficer łącznikowy, ale właściwie — nie było go. Przyszedł, kiedy już Czesi sami wszystko załatwili. Udałem się poprostu do komendy dworca i zażądałem jako kurjer osobnego przedziału. Dano mi go bez najmniejszych trudności, przeciwnie, z mego powodu zatrzymano nawet pociąg. Rozprawiając z żołnierzami, znowu dopytywałem się o „braterstwo“ w wojsku. Podoficer, który się mną zajął, oświadczył mi, iż przestrzega się go bezwarunkowo. Z tych sprzecznych informacyj wnioskuję, że ta zasadnicza dla żołnierza czeskiego sprawa nie została załatwiona, a co za tem idzie, przy znanym mi uporze i gwałtowności charakteru czeskiego, może wywołać pewien ferment. Śmiesznem jest posądzanie Czechów o bolszewizm, aczkolwiek, podobnie, jak i u nas, i u nich trafiają się demagogowie, zamierzający zrobić interes na tem nowem haśle. Muna nie jest w niczem gorszy ani lepszy od Dzierżyńskiego lub Leszczyńskiego, owych filarów piotrogrodzkiego bolszewizmu, żeby już nie mówić o domorosłych. Ale, że Czesi są skrajnie demokratyczni z pewnem nawet socjalistycznem zabarwieniem, to jest pewne, jak jednak pewne jest również, że ten lud na platformie międzynarodowej nigdy szczerze nie stanie.