jak u nas, lecz rozsuwane tak, że dolną połowę opuszczało się na dół, zaś górną podnosiło się do góry. Białe ramy okien w miły sposób odcinały błękitny pejzaż morski ze lśnieniem wody i jesiennym kolorytem gór, nad któremi jeszcze zrzadka kołysały się mgły. Na borcie dalekiej dżonki dojrzałem czarną, w przeźroczu smukłą sylwetkę „kulisa“. W powietrzu był spokój i jasna, cicha pogoda. Mimo ciepła w pokoju napalono i teraz rozgrzane powietrze uciekało przez okna ledwie dostrzegalnemi, drgającemi falami.
Pasażerowie zmęczeni dwoma dniami przykrej podróży, usiedli przy stołach i odpoczywali.
Tych zmęczonych gości obsługiwały dwie Japoneczki w kolorowych, skromnych „kimonach“, dziewczyny niewątpliwie pospolite, ale bardzo uprzejme. Fryzura wykończona do ostatniego szczegółu, włosy czarne, wysmarowane jakimś tłuszczem, ułożone w lśniące, prawie granatowe fale, ręce i paznogcie czyste, jak u damy z najlepszego towarzystwa. Na najmniejsze kiwnięcie głową, podbiegały, stawały przed gościem, jak gdyby rozkazem jego w pół skoku złapane i cieniutkim, flecikowym głosem wyśpiewywały, nie, wydychały kilka niezrozumiałych słów odpowiedzi.
Spojrzawszy na te dziewczęta, o mało nie wybuchnąłem śmiechem. Nie z nich — one były zupełnie w stylu, miłe, interesujące, nawet ornamentalne. Ale przypomniała mi się „Madame Butterfly“ tak, jak ją grają nasze, nietylko polskie, lecz europejskie śpiewaczki, te otyłe kolosy, biegające drobnemi kroczkami po scenie z dwoma wskazującemi palcami, podniesionemi w górę. Japończykom zdarza się n. p.że grając „Otella“ Szekspirowskiego, ilustrują go
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
— 40 —