dziennem utrzymaniem. Kosztuje to mniej więcej 15 jen, czyli półtora funta szt. dziennie.
Jak wszystko, importowane z obcych krajów do Japonji, nabiera cech japońskich, tak i Hotel Cesarski nosi na sobie silne piętno japońskie. Dyrektorem hotelu jest jakiś „gentleman“, którego żona, dozorująca służby, chodziła w kimonie ze szlacheckiemi herbami. Służba wyłącznie japońska, mniej lub więcej słabo mówiąca po angielsku, jest naogół dobra, ale trzeba być bardzo uważnym i uprzejmym. Japończycy są wrażliwi jak dzieci i długo pamiętają urazę. Sami przyzwyczajeni do wielkiej uprzejmości między sobą, odczuwają każde niechętne sarknięcie lub zniecierpliwienie Europejczyka, a ponieważ pewne niedopatrzenia powstają nie ze złej woli, lecz z niedokładnej znajomości języka, służący, „speszony“ i obrażony szorstkiem słowem, staje się wprost niemożliwym i rozmyślnie zaczyna rozumieć coraz mniej. Szczególne trudności i nieprzyjemności ze służbą mają oczywiście Rosjanie, nie grzeszący nadmiarem taktu.
Wogóle na Wschodzie popłaca najlepiej zasada angielska „Keep smiling“, to jest „uśmiechaj się“. Uśmiech w znacznym stopniu rozbraja mieszkańca Wschodu, a przypuszczam, że i na Zachodzie nie przeszkadza.
Urządzenie pokojów jest amerykańskie, zwykłe hotelowe, z nieuniknionym i bardzo miłym zresztą kominkiem. Japońskie są tylko okna. Z Rosji wzięli też Japończycy rzecz bardzo niemiłą i policyjnego charakteru — okienka, wychodzące na korytarz. Nie miałem z czem się taić, ale w nocy trudno mi było usnąć z powodu światła, jakie z korytarza do pokoju padało. Prawie na wszystkich przedmiotach
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
— 64 —