w pokoju są ogłoszenia firm, co też nie jest bardzo wytworne.
Dzień zaczyna się od zadzwonienia na służącego i wiecznie tego samego pytania:
— Furo no szitaku wa dekimaszita ka? — co znaczy — czy kąpiel gotowa?
— Haj! — odpowiada służący, zupełnie jak nasz góral.
Bierze się gorącą kąpiel. Toaleta. Wreszcie można iść na śniadanie.
Na korytarzach i klatce schodowej wiszą obrazy, obrazki lub hafty japońskie. Na dole jest „office“ — w nim poczta, telegraf, fryzjer, biuro informacyjne, można zamówić bilety do teatru, ale przedewszystkiem
— Please, my „Advertiser“...
Młody człowiek — bo w Japonji wszyscy są młodzi — elegancko ubrany, żółty, z bajeczną fryzurą angielską, z grzecznem „morning“, podaje dziennik japoński, wydawany po angielsku. Nazywa się to pismo „Advertiser of Japan“ i jest bardzo dobrze redagowane i ciekawe. Układ pisma i druk przypomina „Times“.
Prócz tego otrzymuje się w „office“ zawsze listy. „Biuro turystyczne ma zaszczyt“, „Taki a taki magazyn zaprasza“, ba, nawet dyrekcja hotelu koresponduje ze swym gościem. Ma się iluzję, że się jest znanym i posiada się znajomości.
A oto „hall“, wielka sień-salon. Na środku stolik z przecudną karłowatą sosną — drzewko wysokie może na metr, rozłożyste, z wielką koroną — niby olbrzym-sosna, tytan jakiś odwieczny — i z trzysta lat takie drzewko może mieć. W głębi „hallu“ wielki kominek w kształcie japońskiej chaty wiejskiej, bardzo piękny. Dokoła kominka siedzą różne Anglo-Sasy, dla
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
— 65 —