służąca, na plecach niesie w worku żółtego bęcwała, pucułowatego dzieciaka, za rączkę prowadzi drugiego z przyciętą jakby po staropolsku grzywką, w zielonej sukience w wielkie czerwone kwiaty. A tuż znowu pochylone naprzód i kołysząc się dziwnie, jaskrawo umalowane i jaskrawo ubrane, stukając po bruku sandałami, biegną dwie młodziutkie tancerki, a drewniane ich „gety“ aż dzwonią po bruku. Za niemi drepce starsza jakaś pani, a szczudełka stare zgrzytają na kamiennych płytach. Skrobiąc bruk sandałami, idzie roznosiciel gazet, monotonnie wykrzykując: „Szimbun! Szimbun!“ (Dziennik), a oto ze szkoły wypadli chłopcy i krzyczą, śmieją się, hałasują, ale drobne, dźwięczne i nieustanne stukanie ich sandałów pokrywa wszystko.
To jakby doprawdy ktoś grał na drewnianych cymbałkach. Dźwięcznie i lekko rozlegają się te kroki na płytach kamiennych, ciszej na asfalcie, głośno i wesoło na licznych, okrągłych mostkach drewnianych, pod których wdzięcznie wygiętemi łukami cichą wodą kanałów suną płaskie, pakowne łodzie pełne jarzyn, złoto-czerwonawych śliwek lub zielonych strączków bananów.
Mają tam ludzie nieznanej mi nazwy instrument, do takiego pałąkowatego mostu podobny — w brzmieniu przypominający ksylofon, czyli drewniane cymbałki. Klęcząc przed tym instrumentem, kobiety co rano wygrywają na nim „Hymn chwały poranka“. Drewniane, jasne, dźwięczne, lecz jakby trochę matowe tony sypią się z niego gamami i trylami, związane harmonją miłą, choć naszemu uchu mało dostępną. Niewątpliwie jednak jest to pieśń, którą dzwonią wszystkie miasta tego kraju. Pieśń szybkich, lekkich,
Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —